Mazury - Rejs dla dzieciaków - 2011r.
W dniach 19-24.08 prowadziłem jacht Bingo 930 a jako załogę miałem dwie dziewczynki z rodzin zastępczych, dziewczynkę z chorobą onkologiczną. Każde z dzieci miało swojego opiekuna. Trasa: Węgorzewo - Składowo - Kietlice- Zatoka Kal - Węgorzewo - Róża Wiatrów - Węgorzewo.
W sumie przepłynęliśmy około 70 km (40mM) w czasie około 15h pływania
A co się działo, to poniżej w fotorelacji.
Wszystko zaczęło się jeszcze w lutym... Na żeglarskich forach zawisło ogłoszenie o naborze sterników, którzy za darmo poprowadzą jachty z dzieciakami. Zastanawiałem się chwilę i zgłosiłem swój udział jako rezerwowy. Nie wiedziałem jeszcze jak poukłada mi się w wakacje z urlopem. W trakcie "negocjacji" z organizatorami padła propozycja przeprowadzenia różnych szkoleń i pokazów dla uczestników. Zaproponowałem więc szkolenie z "Bezpiecznego przejazdu" jako, że będąc "u korytka" zajmowałem się również czymś takim. Organizator podchwycił temat i dalej już poszło. Fundacja Urszuli Jaworskiej zwróciła się do centrali PLK (mojego pracodawcy) o urlopowanie i o takie szkolenie. Prezesunio się zgodził i zostałem wysłany w delegację...
Dzień pierwszy (19.VIII) Z Wilkas do Sztynortu
Kilkanaście godzin przemieszczam się naszymi kochanymi kolejami na północ. Stacja docelowa - Giżycko. Docieram tam na szesnastą i nie szukając transportu odpalam w strugach deszczu "dwójkę", w kierunku Wilkas. Muszę obejść północno-zachodnią część Niegocina. Jakieś 4 do 5 kilometrów. W Wilkasach mam się załapać na pasażera jachtu biorącego udział w rejsie. Jest to Tango 780S (w kwietniu pływałem na Tango 780F - różnica w zabudowie wnętrza i w kokpicie). Poznaję Krzysztofa i Agatę. Krzysiek to forumowy "Kilo". Znałem go z forum. A Agata - jego żona -to dzielna kobieta. Ruszamy z Wilkas o osiemnastej. Na silniku przechodzimy starym kanałem via jezioro Tajty na Kisajno i dalej już na żaglach idziemy na północ. Dzisiejszym naszym celem jest Sztynort (j. Sztynorckie) gdzie docieramy już w ciemnościach. Na kei czekają na nas następni forumowi znajomi... A że sklep czynny do 23 to... i ja tam byłem, miód i wino piłem a co się działo to nie pamiętam bo mi nie opowiadali jeszcze :) (taki żarcik) ale fakt, że "narada" skończyła się dnia następnego...
Dzień drugi (20.VIII) Ze Sztynortu do Węgorzewa
Na "naradzie" ustaliliśmy, że ze względu na parszywe warunki pogody musimy wstać bardzo wcześnie i ruszyć na Mamry zanim zacznie poważnie wiać. A prognozy są złe. Od ósmej rano siła wiatru ma wzrosnąć do 15kn (węzłów). Wstajemy więc o 4:30 aby po godzinie pożegnać się ze Sztynortem. Wychodzimy z przesmyku łączącego j. Sztynorckie z j. Dargin bardzo ostrożnie.

Za nami Sztynort
Fala na Darginie jest spora. Już jest niezła zadyma ale po postawieniu samego foka jacht nabiera kilkustopniowego przechyłu i falowanie zelżało.

Przed nami "Zgredek" czyli Rodos 940
Kładziemy maszt aby przejść pod mostem na jeziorko Kirsajty...

Kirsajty małe, osłonięte i spokojne
...i dalej znowu na samym foku w poprzek Mamr(ów) do Węgorzewa.
 v
Kardynałka na Mamrach

Na zrefowanym foku robimy jakieś 5kn

Za nami wąskie wejście na Węgorapę
W porcie ZHP cumujemy o ósmej. Do dziesiątej nic się nie dzieje. Na tą godzinę jesteśmy umówieni z organizatorem a raczej z organizatorką - Adivar (Katarzyna). Zjawia się punktualnie...
Dzień drugi (20.VIII) w Węgorzewie
Około pierwszej (trzynastej) dostaje dokumenty jachtu, który mam poprowadzić. Jest to Bingo 930. Taki hotelowiec z trzema zamykanymi kabinami, WC, lodówka... i 40 m2 żagla. tak wielkim to jeszcze nie pływałem nie wspominając o samodzielnym prowadzeniu. Sprawdzam wszystko skrupulatnie i odpisuje braki: a to uszkodzony zamek kabiny a to przetarty fał miecza... Bosman wydający jacht ma to w d... i stwierdza, że gorsze tu pływają. Lodówka gazowa nie działa (bosman uruchomił ją po około 30 minutach prób ale dopiero po zdaniu jachtu kilka dni później...) akumulator lichaczew... Sprawdzam dosłownie wszystko i zaglądam wszędzie. Generalnie jacht sprawny. Spisujemy protokół braków i usterek i jacht jest już "mój". Zanim zjadą się pasażerowie zajmuję "koję kapitańską" w mesie :) i wypakowuję mój bagaż. Mam do dyspozycji cztery małe bakisty i jaskółkę. Moim pasażerom pozostawiam kabiny z dużymi bakistami. Pasażerowie mają się zjawić około piętnastej. Wiem, że mam ich mieć sześć sztuk...
Dzień drugi (20.VIII) z Węgorzewa... do Skłodowa

Będziemy się tu kręcić przez kilka dni (Mamry i Święcajty)
Narada bojowa. Warunki pogodowe fatalne. Wieje silny wiatr z NE. Na razie nie ma szans na wyjście na Mamry. A w planie jest przelot na południowy brzeg do Skłodowa. Jak się nie uspokoi to nic z tego nie będzie. Chyba czeka nas zmiana planu. Prognoza na godzinę siedemnastą zaczyna być optymistyczna. jest decyzja. W Węgorzewie zostaje na razie trzy jachty - Tango 780, Janmor27 i jako asekuracyjny Rhodos 940 a reszta (w tym"mój" Bingo) wychodzimy na rozpoznanie. Jak stan jeziora pozwoli to popłyniemy dalej a reszta ruszy po nas. Wychodzimy ostrożnie i powoli. Fala większa niż rano ale nie jest groźna. Stawiam foka i przy wietrze z NE w porywach do 5B w ciągu godziny melduje się pod Skłodowem... czyli osiągnąłem około 10 km/h (6kn). Wejście do Skłodowa trudne. Silny boczny wiatr tworzy falę w kanale przystani a tu znowu na zawietrznej spore głazy. Robię cyrkulację dziobem pod wiatr i rzucamy kotwicę. Odbijacze na lewej burcie i powoli wiatr dociska mnie do stojącego tu jachtu. Teraz na spokojnie ustawiamy się na muringu i cumach. Z planowanego ogniska nici. Jeszcze tylko kolacja i lulu.
Moje spostrzeżenia co do załogantów:
damy radę...
Dzień trzeci (21.VIII) Regaty - Ze Skłodowa do Kietlic

Trasa regat.
Na dziesiątą rano zbiórka wszystkich załóg i odprawa sterników w tawernie Skłodowa. Przy okazji rozdane zostały dla dzieci prezenty w tym te sponsorowane przez kolej - koszulki i czapki w kolorze żółtym z logo "Bezpieczny przejazd". Start regat ogłoszony został na południe. Sędzina zawodów wyjaśniła trasę i zasady. Rozchodzimy się na jachty i szykujemy do wyjścia na Mamry.

Bingo 930 w Skłodowie. Pod salingiem: "Mazuryinfo", "Sailforum" i flaga Przysuchy
Dziś jest ładniutka pogoda. Przy zachmurzeniu 1/2 wieje wiaterek z NNE o sile do 2B. Czyli taki luzik. Wychodzimy na jezioro.

Gdy było tak - wiało nieco mocniej
Problemy się zaczynają już w przystani. Silnik ma to w d... że czas na start i nie chce zaskoczyć. Zaskoczył ale przez to wychodzimy na końcu. Teraz problem z fokiem. Na fale rolfoka jest węzeł. nie można go rozwinąć bo się zacięło. I zamiast zrobić zwrot w kierunku linii startu to dalej prę na silniku pod wiatr a załoganci próbują rozwiązać problem z węzłem. Udaje się... Stawiamy żagle i robię zwrot na wschód na linie startu. Okrążam boje startową jako przedostatni i ruszamy... hotelowcem... podczas, gdy koledzy mają Maxusy 28, Rhodosa 940, Tango 780... Wszystko jachty turystyczno-regatowe, konstrukcje z ostatnich 2 - 3 lat... Ale co tam.
Podciągam foka na blachę i tak samo grota aby iść jak najostrzej na północ. Niedaleko przede mną jest Maxus. Reszta już kilka kabli z przodu. Wg informacji sędziny wschodnia mielizna ma 1,5m głębokości i można nią śmigać. Ja się nie odważam. Jacht nie jest mój... Omijam północną kardynałkę i robię zwrot na zachód. Tak gdzieś na środku zmieniam kurs na północny w kierunku Węgorzewa.

Gdzieś na Mamrach…
Ale gdzie jest ta bojka nr jeden? Doganiam Maxusa ale on jest na prawie i muszę mu na zwrocie zrobić miejsce. Tracimy przez to sporo czasu bo i wiatr pod brzegiem zdechł. Dogoniłem go ponownie na drugiej boi ale nie dał się wyprzedzić i dalej jestem za nim. Janmor dalej za mną. Ale ani mu nie uciekam ani on mnie dogania.

Jesteśmy gdzieś.. tu...
I tak już zostanie do mety. Boja nr 3 na resztkach wiatru. Mijamy linię mety na 7 miejscu. A to dlatego, że kolega z Maxusa opłynął statek sędziny nie z tej strony i musiał zawrócić... Czyli: ile straciłem na starcie to tak już zostało. No nie do końca bo Maxux, który wygrał był jakieś 0,5h wcześniej. Drugi był Rhodos a trzecie było Tango... Reszta klasyfikowana wspólnie na czwartym miejscu :) LUDZIE!!!! zająłem czwarte miejsce na regatach!!! i to jest wersja oficjalna i tej się trzymać będę jak tonący brzytwy. Hejjjj! Wchodzimy do przystani Kietlice. Mamry opłynąłem w jakieś dwie i pół godziny. Teraz będzie obiad.
- Ogry!
- Co? !
- Koryto... !
Po obiadku w zasadzie czas wolny z tym, ze na siedemnastą w programie ma być szkolenie z zasad korzystania z przejazdów kolejowych czyli "Bezpieczny przejazd - Zatrzymaj się i żyj". No to wiadomo... moja działka. Z lekkim opóźnieniem ale program został zrealizowany.

Szkolenie z "Bezpiecznego przejazdu"
A ciekawostką jest to, że oprócz przeszkadzających (szkolenie odbyło się pod parasolami tawerny Kietlice) dołączyły również osoby postronne przebywające w tawernie. Widać "gadane" to ja mam. Po szkoleniu jest jeszcze karaoke i kociołek z dziwną zawartością, którą potem wszyscy konsumowali. Jest wręczenie nagród za regaty i takie tam...
Dzień czwarty(22.VIII) - Ze Kietlic do Mamerek
Od rana pogoda podbramkowa. Na jedenastą jesteśmy umówieni z przewodnikiem, który oprowadzi nas po bunkrach w Mamerkach. Deszcz jest tak drobny jak w "Krainie deszczowców" - niby nie pada ale jak podstawisz wiadro to moment i jest pełne. Czekamy. Aby zdążyć na czas to trzeba najpóźniej o dziesiątej ruszyć na północ. Tymczasem dziesiąta była godzinę temu... Nie czekając na organizatorów, rada sterników podejmuje decyzję aby płynąć. I trzeba będzie to robić na katarynie. Wieje totalne ZERO z żadnego kierunku. Po kolei odbijamy od pomostów. Na pokładzie jestem sam. Moich pasażerów wygoniłem pod pokład aby nie mokli. Dopiero gdzieś dwa kable od brzegu łapiemy co nieco południowo-zachodniego wiatru. Stawiam żagle i gaszę katarynę. Cisza w uszach. Przy skromnej jedynce wbijamy się po kolei w przesmyk pomiędzy wyspami a zachodnim brzegiem. Przesmyk wąziutki. Góra 20 metrów. Na mapie go nie ma - jest jako ciągłe trzcinowisko łączące brzeg z wyspami. Po godzinie wchodzimy do przystani Mamerki. Pomost malutki na góra cztery jachty. Wywołuje na pokład załogę. Żagle już dawno poszły precz. Decyduję ustawić się rufą do brzegu a dziób postawić na kotwicy. I kotwica jest teraz kluczowym zadaniem. Powolutku robię cyrkulację i po podniesieniu miecza i steru cofam się do brzegu. Bingo staje jakieś dwa metry od brzegu. Kotwica trzyma dobrze. Na rufie daję dwie cumy. Stoimy a deszcz dalej pada. Niebo przeciera się gdzieś kolo trzynastej. Nasz przewodnik cierpliwie czeka. I sam radzi aby jeszcze poczekać bo wg prognoz właśnie kolo trzynastej ma się przejaśnić. Mamy już dwie godziny opóźnienia. W końcu się doczekaliśmy, zza chmur wyjrzało słońce. Idziemy na bunkry...
Zaczęło padać znowu, gdy już wracaliśmy. Mało tego - gdzieś od zachodu zaczęło mruczeć burzowo. A my mamy przejść przez całe Mamry i dalej na Święcajty do Zatoki Kal...
Dzień czwarty(22.VIII) - Z Mamerek do Zatoki Kal
Mamy już dobre opóźnienie. Kolega sternik dzwoni gdzieś do znajomego i pyta jaka u nich pogoda i co się działo przez ostatnie dwie - trzy godziny. Nic się nie działo. Więc skąd te pomruki nadchodzące z zachodu? Wychodzi na to, że burza przejdzie jednak dalej na północ od nas. Decydujemy się płynąć na wschód (tam powinna być jakaś cywilizacja). Po kolei jachty odbijają od brzegu i jeden za drugim, w szyku torowym, idziemy na Przesmyk Kalski. Słaby wiaterek z NW pozwala nam osiągnąć go po godzinie. Mamy w Przesmyku małe problemy bo wiatr zdycha ale po kilku halsach wychodzimy na Święcajty. Po następnej godzinie cumujemy w Zatoce Kal.

Spóźniony obiad smakuje jednak znakomicie. Wszyscy jesteśmy wygłodzeni. Dobrze, że od Mamerek nic nam na pokład nie pada. Teraz dzieciaki (i ich opiekunowie) mają używanie. Na brzegu czeka na nich "małpi gaj", dmuchane zamki, trampoliny, "szalony byk" i inne atrakcje.

Po kolacji jest jeszcze koncert szantowy i wieczór piracki. Sternicy z tych atrakcji nie korzystają, oni mają inny plan... Polaków nocne rozmowy kończą się bardzo późno.
Dzień piąty(23.VIII) - Z Zatoki Kal do Węgorzewa

Alarm bojowy: "Śniadanie"
Dziś będziemy żegnać jedną grupę. Odstawiamy ich do Węgorzewa. Dzieciaki z Domu Dziecka w Olecku. Jest ich sporo. Zajmują cztery jachty z tym, że na każdym jachcie jest dzieciaków 6 + opiekun + sternik. Meldujemy się w Węgorzewie koło południa. Cumujemy w kanale pod Zamkiem praktycznie w centrum miasta.

Jachty w kanale "Pod Zamkiem"
Dzieciaki udają się na ostatnią wspólną wycieczkę do miejscowej jednostki wojskowej. Nawet nie wiem co to wojsko ma za specjalność. Są tacy co twierdzą, że to artyleryja przeciwlotnicza ale tego na prawdę nikt nie wie i nikogo to nie obchodzi. Sternicy zostają przy swoich jachtach. Kolega Kilo miał za to ciekawą przygodę z policją. Widzieliśmy ten patrol na pontonie jak wpłynął do kanału. Widzieliśmy jak cumują na przeciwległym brzegu. Widzieliśmy jak podchodzą do gościa śpiącego na ławce. Padły nawet komentarze: no to się menel naspał itd.. A tu proszę, z ławki podnosi się Kilo :). Nie dali się drzemnąć biedakowi. Kilo coś do nich powiedział po czym podszedł do swojego jachtu i położył się na pokładzie... Policjanci chwilę jeszcze stali po czym odcumowali ponton i odpłynęli. Miasto ma niezły monitoring a policja ma przez to 100% wykrywalności. Tyle tylko, że doszło do kolejnego absurdu bo następnego dnia, jak tu byliśmy, to pod ławką było pełno śmieci, petów i pustych butelek po mamrocie. I jakoś to policji nie przeszkadzało mimo monitoringu. Ale dość o tym. Są ciekawsze rzeczy niż użalanie się nad ciężką bezsensowną praca policjantów. Wycieczkowicze wracają po jakimś czasie. Teraz obiad a po obiedzie pożegnanie. Jeszcze wspólne zdjęcie i czas na nas i na nich... Oni odchodzą do autokaru a my odpływamy na Święcajty do Róży Wiatrów. Po raz kolejny przepływamy Węgorapę...
Dzień piaty(23.VIII) - Z Węgorzewa do Róży Wiatrów
Węgorapa jest rzeką/kanałem łączącym Mamry z Węgorzewem. Uregulowana, jednak przy samym wyjściu na jezioro jest płytko i wąsko. A do tego mały łuk z kamieniami na zewnętrznej wschodniej stronie. Trzeba uważać. Podniesiony miecz nie poprawia przecież sterowności a ruch na Węgorapie jest spory. Głębiej jest przy tych kamieniach ale przecież wszyscy się nie zmieszczą. Obowiązuje ruch prawostronny. Ładniutka pogoda sprzyja żeglowaniu.

To chyba Przesmyk Kalski. Z obu stron wyglądał tak samo.
Szybko osiągamy Przesmyk Kalski i przy sprzyjającym zachodnim wietrze wchodzimy do Róży Wiatrów. Tu nie ma limitów. Płaci się normalnie za samo cumowanie. A podobno reszta jest za darmo. No my nic nie płacimy. Mało tego mamy kolację sponsorowaną. Można opróżnić toalety... Od Węgorzewa mam mniejszą załogę. Z ostatniego dnia zrezygnowała mama ze swoją chora córką. Trudno. Dziś załoga mogła wchodzić na dziób (zabraniałem tego ze względu na tą chorą dziewczynkę. Nie chciałem aby czuła się pominięta. Jak wszyscy to wszyscy. No oczywiście w miarę potrzeby załoga pomagała w manewrach ale poza nimi siedzimy w kokpicie. Po kolacji dyskoteka i czas wolny. Załoga wróci na pokład jak będzie miała chęć na sen. Jeszcze o drugiej w nocy, jak już wszyscy wrócili, ogłosiłem bibę kapitańską. Mieliśmy do dyspozycji soki, colę i najważniejsze: był KISIEL i JOGURTY. Imprezka "kisielowa" trwała do czwartej.

Się działo... oj sie działo...
Dzień szósty (24.VIII) - Z Róży Wiatrów do Węgorzewa
Dziś kończymy przygodę z podopiecznymi. Mamy na czternastą odstawić pozostałych w rejsie uczestników, zdać jachty, stacjonujące w Węgorzewie i rozjechać się do domów. Około dziesiątej, po śniadaniu sponsorowanym przez Różę Wiatrów (szwedzki stół a na nim wśród innych smakołyków moje ulubione naleśniki z serem) po kolei ruszamy na ostatni przelot. Obieram kurs w głąb Święcajtów aby jak najdłużej pozostać na wodzie.

Ogonki na wschodnim brzegu Święcajtów
W południe mijam Przesmyk Kalski i dalej idziemy na zachód aby dużą mieliznę wziąć od zachodniej strony. Po ostatnim zwrocie przez sztag obieramy kurs bezpośrednio na Węgorapę i jednym halsem po godzinie po raz ostatni zrzucamy żagle. Załoga wspaniała. Już nie potrzebują tłumaczenia co i jak. Już sami szykują odbijacze i przygotowują cumy do podania na keję. Nieco po trzynastej cumujemy w przystani Ahoj Czarter. Zostaje tylko posprzątać, i zdać jacht. Ostatni wspólny obiad i żegnamy się. Jeszcze wymiana maili i tyle... Zdaję jacht i zabieram bambetle. Przesiadam się ma Maxusa 28 i jako pasażer płynę nim do Giżycka.
Dzień szósty (24.VIII) - Z Węgorzewa na południe ile się da
Czekamy na wyjaśnienie sytuacji w pogodzie bo niebo zaciągnęło się czarnymi chmurami a zdjęcie satelitarne z internetu nie daje szans na powrót w dniu dzisiejszym na południe. Maxus jest z Wilkaskiej "Konhy". A tymczasem błyska się na zachodzie i mruczy... może być dzisiaj problem. Kilka jachtów, które wyszły na jezioro zawróciło w kanale Węgorapy. Widać na Mamrach jest niewesoło. Padać raczej nie padało ale wyładowania było widać. I gdzieś około 17-tej jest decyzja. Płyniemy na południe. A sternikiem odprowadzającym jacht jest Solisail czyli Paweł S. Z wykształcenia kolejarz jednak na kolei nie pracuje. Taka pokrewna dusza. Załoga składa się jeszcze z następujących członków: szanowna żona Pawła i jego dwójka dzieciaków.
Mamry przeskakujemy jednym halsem. Wiatr stały około 4 z W skręcający pod wieczór na SW i w końcu na S. Stajemy chwilę przy pomoście na Kirsajtach, kładziemy maszt i wchodzimy na Dargin. Robi się coraz ciemniej. A siła wiatru wzrasta. Żagle postawione na blachę pozwalają uzyskać niezła szybkość. GPS pokazał 11 km/h (czyli prawie 6 kn). Trzy halsy wystarczyły aby wbić się w "Łabędzi Szlak". W zupełnych ciemnościach, już po godzinie dwudziestej pierwszej wchodzimy do Zatoki "Zimny Kąt" na Kisajnie. Cumujemy do wolnego pomościku (jest ich tu sporo) i szykujemy się do noclegu. Dzięki ogłoszeniu dziś dnia dziecka nie będziemy się myli... bo i nie ma gdzie...
Dzień siódmy (25.VIII) - Z Zatoki "Zimny kąt" go Wilkas(ów)
Trochę przebałaganiliśmy dzisiaj i zamiast planowanej na szóstą rano, pobudkę mieliśmy dopiero o dziewiątej. Szybkie śniadanie i o dziesiątej idziemy dalej na południe.

"Zimny Kąt" na Kisajnie

Pomostów jest kilka
Łabędzi Szlak... po lewej zachodni brzeg Kisajna a po prawej wyspa za wyspą. Między nimi wąskie przesmyki. Do tego pomiędzy wyspą Biała a brzegiem płytko. Widać za rufa zamulenia wody.

Łabędzi Szlak...
Kanałem Piękna Góra i dalej na Tajty. Stary kanał Niegociński też wymaga pogłębienia. Z podniesionym mieczem a i tak kilka razy coś szoruje o kadłub. Kontrafał steru jest poluzowany i widać jak płetwa się uchyla. Jacht płynący za nami walnął o coś na dnie... Trzeba płynąć środkiem ale jak jakiś obiekt z przeciwka się pokażę to nie ma przeproś, trzeba zwolnić i powolutku bokiem. Do Wilkas wchodzimy o trzynastej. Teraz jest wyścig z czasem. Tzn ja robię ten wyścig. Szybko negocjację z panią obsługująca łaźnie (bo nie jest czynna o tej porze), biegiem do bosmana po żeton do prysznica i dziesięć minut później schodzę z plecakiem na pomost. Żegnam się z załogą, która mnie przygarnęła. Żegnam się też z Mazurami. No i ten wyścig. Do pociągu mam (zgodnie z rozkładem jazdy) 30 minut. Próbuję złapać "okazję" do Giżycka ale szkoda czasu. Idę... wzdłuż toru jak stary kolejarz. Jest ścieżka i spory ruch na niej. Obserwacje: przejazd samoczynny otwarty... tarcza ostrzegawcza do semafora wjazdowego na pomarańczowo*, semafor na stój... przejazd w stacji Giżycko otwarty... wchodzę na peron równo z wjeżdżającym pociągiem. Jest opóźniony 25 minut. I tylko dzięki temu ja na niego zdążam. I jako jedyny na peronie jestem z tego opóźnienia zadowolony... W domu jestem na 21:30.
*/ (dla tych co ich to interesuje) semafor, do którego się tarcza odnosi, wskazuje sygnał "STÓJ"
I jest już plan na rok przyszły….
Tekst i zdjecia Henryk "Szaman" Olech.
|